Trening crossowy
JEŹDZIEC: Detalli (ja), Mateusz, Sabina, Ruby, Sophia, Cara
KOŃ: Southland (gościnnie), Eliza (gościnnie), Catallene (gościnnie), Fidellis, CANDY CRUSH, Len Tao
TRENING: Crossowy
NA CO: Trudność przeszkód
Na drugi dzień nikomu nie chciało się wstawać, nic dziwnego, pół dnia w morzu to niezły wysiłek. Choć budzili nas niesamowitymi smakami owoców zebranych prosto z ogrodu, my wlekliśmy się niczym zombie. Nawet dobra kawa nie działa cudów. Zombie plus kawa równa się większe zombie, każdy naukowiec to wie...
Jak na złość konie wyglądały na pobudzone, życie jest takie brutalne. Len także, bardzo, bardzo. Szarpanie się z nim tym razem nie było śmieszne, ani trochę, ledwo miałam siłę podnieść rękę, bo po wyjściu z wody, gdy było już tak ciemno że nie widzieliśmy własnych rąk, co dopiero tego co było pod taflą, siedzieliśmy aż do rana. A teraz przysypiałam przy czyszczeniu konia, Tao nic sobie jednak nie robił gdy zasypiałam mu na grzbiecie. Mimow szystko musiał mnie tyrpnąć nosem. Ruby wyraźnie nie miała ochoty na żadne pieszczoty, o które domagała się Eliza. Apokalipsa żywych trupów a konie nic tylko by chciały dotknąć i przewieść na grzbiecie. Mądre istotki.
Po oporządzeniu, najdłuższym w historii, cieszcie się ludzie całego świata i gratulujcie. Weszliśmy w siodła i ruszyliśmy na podbój toru crossowego. Len był o wiele spokojniejszy, więc tym razem Fidellis zajął pierwsze miejsce w zastępie. Dopiero przy kłusie udało nam się trochę obudzić i nie przymykać za długo oczu.
Zaczęła Cara wraz z Catalleną, była bardzo chętna i nie okazywała strachu, to się jej mogło przydać, przeszkody były dość straszne. Na początku już czekała ją dziupla, której zazwyczaj konie nie lubię, jednak po delikatnej łydce nawet nie mrugnęła i ładnie skoczyła. Nie miała chwili wytchnienia bo po kilku taktach pokazały się schody pod górę, które pokonała w bardzo zabawny sposób. Zejście niżej nie było proste, jednak podwujna hydra a po niej skok przez żywopłot do wody z dużej wysokości nie wydawały się jej przeszkadzać. Trochę zię wahała, jednak dziewczyna dobrze nią sterowała i pokonała wszystkie trzy przeszkody bardzo ładnie, choć wypadając z rytmu. W wodzie czekała ją dość wysoka i barwna figurka ryby, ale ona także jej nie przestraszyła. Na koniec duży mór z belek drewna, a po nim kolejny skok w dół, tym razem bez wody. Metę przekroczyła z dobrym czasem.
Len aż się rwał przed siebie, nic dziwnego, że nie zważał za bardzo na wygląd przeszkód, musiałam go wręcz powstrzymywać przed zbyt dużym rozpędem przed skokiem, bałam się, że po lądowaniu nie utrzyma równowagi. Jeden raz musnął kopytami żywopłot, ale w sumie nic więcej, miał bardzo dobry czas. Southland wydawała się nieco spięta, najpierw obejrzała przeszkody, zanim była skłonna na nie ruszyć. Nie czuła się pewnie na tej ścieżce, moze to przez gorszy dzień, bo z każdą przeszkodą coraz bardziej się rozluźniała. Eliza zawchała się tylko na hydrach,jakby wiedziała co czeka ją dalej, skok w dół ewidentnie zdawał się ją przerażać. Po dodaniu łydki ruszyła i całkiem nieźle skoczyła, choć po lądowaniu zachwiała się. Fidellis jak na młodziaka radził sobie nieźle, wychamował przed dziuplą tak szybko jak mógł, jednak po jej obejrzeniu przestała być taka straszna. Trochę się chwiał przy lądowaniach z wysokości, i nie był pewny co do przeszkód, jednak trzymanie go łydką poskutkowało i przejechał tor w nienajgorszym czasie. Candy Crush zdawała się nieporuszona, lubiła skakać, lubiła nieznane, znalazła się w swoim żywiole, wiedziała też lepiej od Fidellisa, któremu nota bene wisiały nogi, że należy je ładnie podciągać do siebie, bo inaczej moża dość porządnie glebnąć. Miała świetny czas, zasługiwała na nagrodę, zresztą tak jak każdy z koni, dobrze sie uczyły.
Rozstępowaliśmy je w drodze powrotnej i ze względu na nieznośnie wysoką temperaturę, daliśmy do klimatyzowanych boksów, w których panowała przyjemna temperatura. Sami udaliśmy się do domu, nawet nie patrząc kto na kim zasypie, wiem tylko, że po obudzeniu nie byłam pewna która z dwunastu nóg jest moja.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz