piątek, 13 listopada 2015

Trening crossowy

Trening crossowy

JEŹDZIEC: Detalli (ja), Mateusz, Sabina, Ruby, Hana
KOŃ: Southland (gościnnie), Eliza (gościnnie), Fidellis, Candy Crush, Len Tao
TRENING: Crossowy
NA CO: Szybkość

Mimo dość wczesnej pory nie mogłam spać, w lato, a już szczególnie u nas, jakoś zbyt wcześnie wstawało słońce. Cóż było robić, poszłam do stajni zająć się końmi, dopóki inni nie obudzą się na umówioną godzinę.
Southland i Eliza spokojnie stały w swoich boksach, chyba się zaaklimatyzowały, cicho rżały do innych klaczy, które chętnie im odpowiadały. Bardziej agresywane panie były oddalone od naszyh gości, które zostały umieszczone koło naszych najmilszych pieszczoszek. Poszłam do paszarni, a gdy skończyłam rozdawać jedzenie, udałam się do siodlarni, biorąc po kolei pudełka z zgrzebłami, kopystkami i innymi rzeczami każdego z koni. Tak na pracy upłynęło mi trochę czasu, choć udało mi się wyczyścić tylko cztery klacze, za to jak dokładnie, każdej poświęcając ponad pół godzinki.
Wołania na śniadanie uświadomiły mnie, że goście, jak i Mateusz oraz Sabina, wstali. Naleśniki z różnymi polewami i dodatkami, mimo dodatku kilku kalorii, były zdecydowanie dobrym wyborem. Zjedliśmy bardo szybko, jednak co innego robić, gdy każdy rzuca się na naleśniki ułożone na kupce, że ich zanik wygląda tak, jak na filmach przy przyśpieszonym tempie.
Ruby zajęła się Elizą, nie sprawiała jej żadnych problemów, spokojnie dawała się osiodłać, podobnie jak Southland, z którą Hana szybko się uwinęła. Fidellis nie dawał żyć Mateuszowi, a tu kopyta nie poda, a popręg nie tak, a idź ty sobie spadać do wulkanu, nie był w nastroju. Candy Crush stała się oazą spokoju i Sabina mogła bez problemów pracować. Len, no cóż, to jest Len, a miał niestety dość kiepski dzień i niezbyt przystępnie zareagował na mnie, pałętającą się w jego boksie, więc trochę z nim powalczyłam, co zdawało się go bawić.
Rozgrzewkę przeprowadziliśmy w drodze na tor crossowy od strony łąk, tam właśnie wybudowaliśmy kilka ścieżek medium. Len szedł na początku, trochę się buntował a ja pracowałam cały czas łydką, jednocześnie odpowiadając szarpnięciem, na jego szarpnięciami, musiałam go mocno trzymać, by przy zakłusowaniu nie bryknął. Za nim Fidi, który także nie wydawał sie zachwycony, jednak Mateusz świetnie sobie z nim radził i nie pozwalał się zdominować. Candy była oazą spokoju i szła po środku, odgradzając ogiery od gości. Southland i Eliza były bardzo zaciekawione nowym miejscem, i bardzo chętnie ruszyły gdy tylko przyszłedł czas na kłus.
Gdy dotarliśmy na miejsce trening rozpoczęła Eliza z Ruby na grzbiecie, czekał je dość prosty, za to długi tor, który miał służyć ćwiczeniu szybkości przy każdych okolicznościach. Dziewczyna dodała łydkę a klacz zagalopowała, podskakując przy tym radośnie. Szybko ją jednak opanowała, a kopytna ruszyła na pierwszą przeszkodę, nie za wysoki, lecz nie za niski mur z żywopłotu. Chętnie skoczyła, po lądowaniu musiała zebrać się do jeszcze szybszgo galopu i pokonać dwa zakręty, po których czekał ją rów. Klacz się zawachała jednak po dodaniu łydki przez Ruby, skoczyła. Kolejna, duża przestrzeń na której musiała szybko galopować, a która doprowadziła ją do drewnianego stosu, a, tuż za nim wniesienie. Bieg pod górkę wcale nie był łatwy ani dla kalczy, ani dla jeźdźca, jednak musiała się sprężać, czekała ją tylko chwila prostej drogi. Ze wzniesienia skakała w bród, ostatni etap treningu. Galop przez wodę zawsze odejmuje punkty za czas, a Eliza to młody koń, miała problemy, jednak się nie poddawała, dotarła do mety z bardzo dobrym czasem i wróciła do nas.
Tym razem ja weszłam na linię startu, pilnując Lena, wiedziałam, że będzie problem przy pierwszych taktach, więc nie zdziwiłam się gdy zaczął brykać i próbował dębować. Szybko go jednak przywrócilam do porządku, by młody wiedział, że lekko nie ma. Potrafił pognać galopem i ładnie skoczyć, jednak młody i niedoświadczony koń nie poradzi sobie aż tak dobrze, szczególnie gdy czeka go wjazd pod górkę w pełnym galopie, widziałam stróżki potu na jego kłębie, jednak się nie poddawał. Miał chwilę galopu po prostej, by skoczyć do wody i to w niej galopować. Dodarł do mety z niezłym czasem, wiedziałam, że czas i treningi go poprawią.
Southland była bardziej obeznana ze sportem, jednak i tak była raczej nowszym koniem, mimo wszystko udało jej się utrzymać świetne tempo pod górkę jak i w wodzie, która zdawała się jej nie przeszkadzać. Fidellis się rzucał i na pierwzej przeszkodzie wyłamał, pokazując swoją niechęć, Mateusz go jednak opanował i koń ruszył przed siebie. Był on najmłodszy i najbardziej nieobeznany ze sportem, ze wszystkich tych koni, ale dobrze się sprawował i widać było wielki zapał i potencjał. Ostatnia jechała Candy, ktora była w świetnym humorze i bardzo dobrej formie, podobnie jak Southland pokazała się w bardzo dobrym świetle przy podjeździe jak i galopie w wodzie.
Rozstępowanie przeprowadziliśmy wracając do stajni, konie wypusciliśmy na padok, sprzęt suszył się na słońcu, a my pognaliśmy kąpać się w przejżystym, lazurowym morzu.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz