Trening wyścigowy
Koń: The Loki’s Son, I’m
Hybrid Now, Girl in Company, Giant Company, Legend of War, Captain Hook, Brother
of War, Admiral of War, Caviar’s Black, Loki’s Valentina
Jeździec: Ja (Detalli),
Mateusz, Ellie, Mackenzie, Marcus, Ellen, Amy, David, Tyler, Derek
Na co: Szybkość
To
był wielki dzień z dwóch powodów. Po pierwsze i najważniejsze – nasza druga
grupa wyścigówek miała zacząć trenować całkowicie na poważnie. Derek był gotowy
na trening typowo wyścigowy z Legendem. Wszyscy byliśmy gotowi na trenowanie z
Legendem. A także zaznajomieni z tym faktem, ze w takiej sytuacji sami robimy
koniom rozgrzewkę.
Ale
była też druga sprawa. Miałam isć dziś na przepiękny bal w iście królewskich
klimatach. Panowie w smokingach, panie w strojnych, pięknych sukniach. Nawet
koleżanka zapoznała mnie z jednym gościem, żebym mogła tam iść. Po treningu
miałam dwie godziny na przygotowania, powinnam zdążyć.
-
Sukienka jest idealna! – pisnęła Ana, patrząc na moją ostatnią przymiarkę
rozłożystej, liliowej sukni, delikatnie ciemniejącą do fioletu przy samym dole
i dekoldzie. Oczywiście niezwykle rozłożystą.
-
Dzięki. Nie mogę się doczekać! Ale teraz rozepnij mi ją, błagam. Musze lecieć
na ten trening – westchnęłam ciężko, a gdy zamek puści, szybko ją z siebie
zrzuciłam i sięgnęłam po typowo roboczy strój. – Blaze to mnie zabije w końcu
za te spóźnienia.
-
Prędzej zabije cię za pójście z jakimś gościem na bal.
Aż
zakrztusiłam się wodą, którą właśnie sobie nalałam. A Ana tylko uśmiechnęła się
triumfalnie, podając mi toczek. Oczywiście oprócz zalania podłogi wodą,
musiałam także zalać się rumieńcem. Cudownie.
-
Boże, błagam… nie.
-
Oj już nie udawaj – jej uśmiech jeszcze się powiększył. – A teraz leć do
chłopaka.
-
On nie jest moim…
-
LEĆ! – po czym cicho dodała. – Zachowujecie się jak stare, dobre małżeństwo.
I
wypchnęła mnie z pokoju. Nie wiem skąd w tej kobiecie tyle siły, ale omal nie
przebiłam ściany własnym ciałem. A więc, jak już się tylko twarzą na tynku
zatrzymałam, pobiegłam czym prędzej do konia.
Czyszczenie
The Loki’s Sona było tak niesamowicie proste i przyjemne. Koń grzecznie stał,
raz po raz zadowolony z siebie trącając mnie pyskiem. Wtedy łapałam tę jego
przesłodką mordkę i tarmosiłam mu grzywę. Tak, zdecydowanie cudowny konik. Tym
smieszniejszy był widok boksu obok, w którym Derek siłował się z Legend of
Warem przy każdej możliwej czynności i tylko raz po raz rzucał mi groźne
spojrzenia, gdy zobaczył, że się śmiałam.
-
Pożałujesz – zagroził rozbawiony.
W
odpowiedzi tylko z premedytacją przytuliłam do siebie pyszczek Sona i pocałowałam
go w chrapki.
-
Oj bardzo pożałujesz – zaśmiał się, ale postanowiłam pozostać czujna.
W
naprawdę dobrych humorach ruszyliśmy na tor. Oczywiście pierwsze co nas czekało
to reprymenda od Blaze. Popatrzył na nas tym swoim wzrokiem i z nieukrywaną
satysfakcją powiedział:
-
Spóźnienie.
Akcentując
każdą literkę.
Derek,
niezaznajomiony z naszym rytuałem od razu ciężko westchnął, patrząc wyzywająco
na vice szefa naszej sekcji wyścigowej. Vice szef daje reprymendę szefowej,
ciekawy układ zawarłam, naprawdę… No ale przynajmniej tym razem popatrzyłam na
Blaze’a groźnie.
-
Dzisiaj żadnych dodatkowych ćwiczeń, dodatkowego czyszczenia sprzętu, nic
dodatkowego, jasne? – miałam tak władczy ton, że jak widać aż rozbawił mojego
zastępcę. Popatrzyłam na niego z politowaniem, ale nie mogłam się nie
uśmiechnąć. Tylko na sekundkę, żeby nawet nie zobaczył. – No co?
-
Dobrze, dobrze. Tylko nie bij – powiedział teatralnie i znów się zaśmiał. –
Skąd ten pośpiech, księżniczko?
Spojrzałam
na niego z politowaniem, kręcąc na boki głową. Bo skąd to księżniczko… Ale po
odliczeniu kilku sekund, odpowiedziałam rozpromieniona.
-
Idę na bal. – Dygnęłam delikatnie, udając, że rozkładam suknię na boki.
-
Sama? – zapytał jakby z prawdziwym zaciekawieniem.
-
Skąd ten pomysł. – Odwróciłam się do niego tyłem, nie, wcale nie bałam się
powiedzieć mu tego w twarz. Zaczęłam poprawiać popręg i ustawiłam strzemiona, a
Loki tyrpnął mnie noskiem. – Z kolegą, takim jednym.
Od
razu ruszyłam, nawet nie czekając na odpowiedź czy jego reakcję. Z drugiej
strony musiał być nieźle zaskoczony, skoro nic za mną nie krzyknął. I dlaczego
tak dziwnie się poczułam mówiąc to? No nieważne, czas rozpocząć trening i nie
myśleć o pracownikach w taki sposób. NIE WOLNO!
Po
kilku minutach spokojnego stępa przeszliśmy do kłusa. Konie powoli rozciągały
mięśnie i z każdym ruchem były coraz bardziej sprężyste. Później znowu stęp, na
odpoczynek, kłus i galop. No i stępem całe okrążenie po torze, aż do start
maszyny, ustawionej już wcześniej na ten dystans (1000 metrów).
Dźwięk
zabrzmiał a konie ruszyły. Oczywiście Girl in Company z Ellie na grzbiecie
ustawiła się jako pierwsza. Tuż za nią I’m Hybrid Now, prowadzony przez
Marcusa. Captain Hook z Mateuszem nie mógł pozwolić an to, by klacz prowadziła
i od razu zaczął się z nią bić o pozycję. Dwie długości z animi jechał Legend
of War z Derekiem. A za nimi Giant Company z Mackenzie. Brother of War i Tyler
przebili się na początek, zajmując miejsce równo z Hybridem. Admiral of War, na
którym jechała Ellen znalazł miejsce w środku. Amy i Loki’s Valentina oraz
Caviar’s Black i David zrobili to samo. A na końcu, dwie długości za ostatnim
koniem jechał sobie mój Loki.
Pokonaliśmy
pierwszy zakręt i mieliśmy wejść w drugi, to krótki dystans i od razu ustawiłam
mojego karego na odpowiedniej pozycji do zwolnienia wszystkich hamulców. Girl
in Company próbowała robić długości, ale każdy jej krok wyprzedzały dwa takty
Hooka. Mateuszowi ten kasztan jak najbardziej pasował, był jak ojciec. I’m
Hybrid Now chciał przyatakować, ale został powstrzymany. Giant nie był w
humorze i choć już powinien się ustawić do ataku, nie zbierało się na to. Za to
Black miała dużo sił i była gotowa na swój popisowy numer. Wyszła bardziej do
przodu, ale pozwoliła by dość spora odlełosć dzieliła ją od pierwszych koni.
Wyszliśmy
z drugiego zakrętu, to był czas na mojego konia. Popędziłam go, oddając mu
wodze, a ten ruszył, puszczając wszystkie hamulce. Zaczęliśmy liczyć konie. W
mgnieniu oka, jak na jakims hipernapedzie, znaleźliśmy się tuż przy Hooku. Girl
się na tyle zniecierpliwiła, ze aż straciła chęci na walkę. Za to Valentina,
Brother i Admiral mieli wiele chęci i poszli z kopyta. Zrobili to jednak za
późno, wiadome było ze walka będzie się toczyć między Hookiem a Lokim. Tyle że
nie… zaskoczył nas Legend, który odpalił jak maszyna i zrównał z nami.
Biegliśmy równo do mety, żaden koń nie mógł nas wyprzedzić. Hook zwolnił, także
rozdrażniony, jakby powiedział „ja się tak nie bawię”. Spojrzałam na Dereka
wyzywającym wzrokiem. Równoczesnie popędziliśmy konie. I wtedy pojawiła się
Black. Zaatakowała w ostatnich sekundach. Dwie długości przed metą jej nos
wyprzedził głowy naszych koni. Co za wyścig.
Pochwaliliśmy
nasze konie, by zaraz potem je rozgalopować i rozstępować. Po tym wręcz biegłam
do stajni by jak najszybciej rozebrać konia ze sprzętu.
I
jak się okazało niepotrzebnie. Zrobiło się już ciemno, a ja stałam wpatrzona w
ekran komórki przy fontannie, oświetlonej drobnymi latarenkami, dającymi
nieziemski efekt na wodzie. Pewnie stałabym tam jeszcze chwilę, przyswajając po
raz setny tekst, gdyby Blaze do mnie nie podbiegł.
-
Okej, słuchaj. Mam tu rozporządzony plan na cały tydzień, więc gdybyś miała… -
natychmiast przerwał, gdy podniósł wzrok znad swojej listy i spojrzał na mnie. –
Coś się stało? Wyglądasz na zawiedzioną.
-
Chłopak, z którym miałam iść powiedział, że jednak nie może. Cóż, wystawił
mnie. Także po balu. – Wzruszyłam ramionami, jakbym wcale się tym nie
przejmowała.
Blaze
odłożył wszystkie pliki na ławkę i podszedł do mnie. Chociaż starał się
przybrać jak najbardziej pocieszającą postawę, wyglądął na dość zadowolonego.
Stwierdziłam jednak, ze nie zepsuję chwili i nie zwrócę mu na to uwagi.
-
Może możesz pójść z kimś innym.
Uśmiechnął
się zachęcająco i tak delikatnie, że aż na chwilę zabrakło mi tchu. Zanim
jednak na dobre zdążyłam utonąć w jego niebieskich oczach, rzeczywistość mnie
wezwała. I znów posmutniałam. Naprawdę zależało mi na tym balu, kochałam
tańczyć.
-
Niestety, zaproszenie na imię i nazwisko. Za późno żeby cokolwiek zmienić.
Znów
wzruszyłam ramionami, jakby to mnie wcale nie obeszło. I przegapiłam tę krótką
chwilę, w której Blaze położył mi dłonie na biodrach. Oczywiście od razu musiał
mnie podnieść i z wielkim rozbawieniem wrzucić do fontanny. Ale tak delikatnie,
żebym się nie potłukła przy okazji.
-
A to za co? – zaśmiałam się, na chwilę zapominając o moim wymarzonym balu i
tamtym kolesiu.
-
Za to, że mnie nie zaprosiłaś. Ja bym nie zostawił damy.
Popatrzyłam
na niego z powątpiewaniem, ale on, kompletnie się tym nie przejmując, wyciągnął
w moją stronę dłoń, kłaniając się jak przed tańcem.
-
Zechce pani sprawić mi tę przyjemność? – zapytał głosem tak czarującym, że aż
ciężko mu było odmówić.
Zalana
rumieńcem, i wodą, podałam mu dłoń. A gdy się kompletnie nie spodziewał
wciągnęłam go do siebie. Wykonał piękny ślizg na brzuchu i tylko spojrzał na
mnie wzrokiem, mówiącym, że zaraz się zemści.
-
Nie, błagam. Blaze! – Ledwo pisnęłam, nie mogłam przestać się śmiać. Szybko
zdjęłam buty, bo na bosaka jednak łatwiej się biega w wodzie, i rzuciłam je
gdzieś na trawę. – Ja cię proszę, jeszcze jeden krok a naprawdę się zemszczę.
-
Na razie to ja się mszczę. – Uśmiechnął się w ten swój sposób, spojrzał na mnie
ostrzegawczo i ruszył do biegu.
Fontanna
była naprawdę duża, psy w niej bez problemu szalały i ganiały się. My też
mieliśmy na to miejsce. Wykonałam jeden unik, potem drugi. Starałam się uciekać
jak najszybciej. Miałam na tyle dobry refleks, że udawało mi się odskoczyć
przed każdym kolejnym wyciągnięciem ręki. Kompletnie się za to nie
spodziewałam, że wyskoczy przede mnie, znów złapie mnie w tali i zakręci się ze
mną kilka razy. Bałam się tak mocno, że zaraz mnie upuści, że wtuliłam się w
niego z całej siły. A jemu najwyraźniej do nie przeszkadzało. Dopiero gdy mnie
postawił, roześmiana, ale o wiele bardziej przerażona, podniosłam głowę i
popatrzyłam na niego, prawie stykaliśmy się nosami, rąk nadal nie zdjął z mojej
talii.
W
chwili gdy nachylił się nade mną, serce tak mi załomotało, że myślałam, że
wyskoczy. Wstrzymałam na chwilę dech i uważnie obserwowałam każdy jego ruch.
Odetchnęłam z ulgą, gdy okazało się, ze chciał mi tylko coś wyszeptać. Ale, ku własnemu
zdziwieniu, byłam też trochę zawiedziona. Nie miałam pojęcia co się ze mną
działo, ale było to równie niezręczne co przyjemne. Czułam ciepło.
-
Zaczekaj chwilę.
Bardzo
powoli zabrał ze mnie ręce, jakby naprawdę nie chciał tego robić i, nie
spuszczając ze mnie wzroku, odpalił muzykę na telefonie, po czym położył go na
brzegu fontanny.
-
Zatańczymy?
Nie
miałam nic do stracenie, byłam już i tak cała mokra po tym pięknym wrzuceniu
mnie. Bal przepadł a ja stałam z pracownikiem w fontannie. Z pracownikiem, na
którego albo nie mogłam patrzeć dłużej niż sekundę, bo cała się rumieniłam,
albo od którego spojrzenia na długie minuty nie umiałam się oderwać.
-
Umiesz? – Spojrzałam na niego zadziornie, a na mojej twarzy powoli zakwitł
uśmiech.
Zrobił
tylko teatralnie zaskoczoną minę, złapał mnie jedną ręką w talii, drugą złączył
razem z moją i ruszył tanecznym krokiem w odpowiednim takcie muzyki. Nie wiem
komu mam zawdzięczać to, że włączył fontannę, dzięki czemu wirowaliśmy między
kolejnymi strumieniami wody, ale dziękuję. Ciesz tworzyła nad nami kolejne
parasole z kropel, a światła rzucały na nie kolorowy blask, co chwila zmieniając
barwę wody. Tańczyliśmy tak, jakbyśmy znali swoje ruchy od dawna. Kązdy jego
krok odpowiadał mojemu, bez zawahania, bez wątpliwości.
Muzyka
rozbrzmiewała w moich uszach równie głośno, co bicie mojego serca. Nasze
spojrzenia złączyły, nie mogliśmy oderwać od siebie wzroku. Przysunął mnie
bliżej i kontynuowaliśmy wirowanie, jakbyśmy tymi płynnymi krokami chcieli
wyrazić coś, na co brakło odwagi w słowach. Kilka razy złapał mnie mocniej, po
to żeby mnie unieść i zakręcić tuż obok strumienia wody. Innym razem zgrabnie
odchylał mnie do tyłu, przez co na moich policzkach pojawiały się rumieńce. Światła
migotały, zmieniały kolor, hipnotyzowały. Woda przyjemnie szumiała, jakby
złączyła się w jedność z muzyką… i z nami. Tańczyliśmy walca i inne wolne, ale
piękne tańce, coraz bardziej się do siebie zbliżając. A ja czułam się tak,
jakby nikt nigdy nie mógł już odwrócić mojego wzroku. Blaze także nie chciał
tracić tej chwili. Drgnęłam, gdy przesunął kciukiem bo mojej dłoni. To było
przyjemne, bardzo przyjemne. I niezwykle czule. Uśmiechnęłam się delikatnie i
ufnie. W sposób, w jaki jeszcze się do niego nie uśmiechałam. A on oddał ten
wyraz.
Jednak
nic nas nie odrywało od tańca. Nie wiem jak mogło być teraz na Sali balowej.
Jednak tutaj, w fontannie, z migotającą różnymi kolorami wodą i z Blazem jako
partnerem , nic chyba nie mogło być lepsze. Świat jakby się dla nas zatrzymał,
dając nam ten moment. Chwilo trwaj wiecznie, chciałam powiedzieć, lecz słowa
zniszczyłyby ten gest, te kroki wyrażające więcej. Porozumienie, czułośc i
zaufanie. W końcu pełne uczuć spojrzenia i delikatny gest pieszczoty.
A
wtedy muzyka ucichła. Wszystko prysło, odpłynęło tak nagle jak fala emocji. Pozostąło
już tylko tłuczące zbyt szybkos erce i zakłopotanie. Spojrzałam na swoje bose
stopy, bojąc się ponownie popatrzeć na Blaze’a.
On
jednak nie zamierzał tak szybko się poddać. Delikatnie ujął mnie pod brodę i z największa ostrożnością i czułością
podniósł ją tak, bym jednak choć na chwilę zwróciła na niego swój wzrok.
Oczywiście, że zaczęłam panikować przerażona, nie rozumiałam co się działo.
I
nagle wszystko się uspokoiło, bo on znów się pochylił i złożył długi pocałunek
na moim policzku. Zamknęłam oczy, ciesząc się tą małą pieszczotą, z radością
czując oddech na jego skórze. Pogładziłam go po policzku, lecz gdy tylko
odsunął ode mnie swoje usta, szybko schowałam ręce za plecy.
-
Dziękuję za taniec.
Ukłonił
się i poszedł, a ja jeszcze chwilę stałam w tej fontannie, dotykając policzka z
niedowierzaniem. I cichą modlitwą by nikt, kto włączył wodę, nie wygadał
siostrze.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz