Trening
wyścigowy
Koń: *Patchen Colony,
*Marshmallow, *Mars Harpy, *Mars Hybrid, *Solar Phoenyx, *The Loki’s Army,
*Captain America, *Rang’Shada, Faridya, Avenue of Hero, Biscuit Revolution,
Niespokojna Muza (<3)
Jeździec: Melody,
Mateusz, Ellie, Mackenzie, Marcus, Ellen, Amy, David, Ruska, Harry, Natalie,
Scott
Na co: Starty
To
był ranek najlepszy na świecie. Nawet pomijając fakt, że siostra obudziła mnie
wcześniej, bo skoro ona nie śpi to ja też nie mogę.
-
Dlaczego jesteś okrutna? – zapytałam ją. – Następnym razem dziesięć razy się
zastanowię, zanim pozwolę ci nocować u mnie…
-
No wiesz co! Ale nie ważne, to twoja wina.
Spojrzałam
na nią z powątpiewaniem.
-
Moja…?
-
Żebyś wiedziała. Gdybyś tak wcześnie nie ustaliła treningu, mogłabyś dalej
spać, a tak to cierp ze mną.
Byłam
tak zmęczona, że nie umiałam się połapać w tej logice.
-
Ale ja ich nie trenuję. Nie musze robić rozgrzewki! Mogę pospać!
W
momencie, w którym Ruska uśmiechnęła się diabolicznie, wiedziałam, że nie
skończy się to dla mnie dobrze. Pociągnęła mnie za rękę, wysilając swoje
ostatnie poranne chęci i zaciągnęła do łazienki.
-
Ale mnie kochasz! I dlatego wstaniesz ze mną, umyjesz ze mną zęby, a później
rób co chcesz, tylko nie śpij!
Westchnęłam,
ale w sumie mogłam się zgodzić. Przetarłam oczy niezadowolona i wzięłam
szczoteczkę. Mycie zębów okazało się jednak świetną zabawą, wyjątkowo
rozbudzającą, bardziej od kawy. Bo oczywiście trzeba było powrócić wiekiem do
momentu, gdy chodziło się do przedszkola i zacząć bitwę na plucie! Latałyśmy po
całej łazience jak głupie to plując na siebie, to pryskając wodę. Pierwsza
dotarłam do prysznica więc miałam przewagę. Brawo ja!
Nasza
zabawa skończyła się koniecznością umycia włosów, a że Ruska nie miała za
bardzo czasu, to wepchnęłam jej głowę pod wodę i zaczęłam ekspresowe
szorowanie. No co? Przecież się nie udusi, jest nieśmiertelna! Po zobaczeniu
kolejnego z jej morderczych wzroków, tym razem stopnia „będziesz ginąć w
wulkanie, podtrzymywana w cierpieniach przy życiu okrutnymi zaklęciami”. Ale
wyrobiła się na czas! Powinna mi podziękować, pfff.
Także
na szybko umyłam włosy i wrzuciłam coś na ząb, mając nadzieję, że w tym
momencie Colony nie urządza swoich siodłaniowych ceregieli. I że Mallow nie
próbuje ratować siostrzyczki, tak ciemiężonej i mordowanej przez siodło! Ach,
jak dobrze było posiedzieć i zjeść płatki, czytając książkę.
Z
cudownej krainy wyrwał mnie budzik, włożyłam buty i ruszyłam przed siebie. Ale
czegoś mi brakowało. Blaze!
-
Gdzie zegarek? – zapytałam zdezorientowana.
-
Nie wiem, ale ma spóźnienie! – Mati powiedział to głosem Blaze’a, więc wśród
grupy naszych jeźdźców wywołał jedną wielką salwę śmiechu.
Ruska
i jej pracownicy trochę nie rozumieli, ale chyba potraktowali to jako chorobę
umysłową i postanowili nie wnikać.
Ruszyłam
biegiem do biura Blaze’a, bo i tak traciliśmy czas! Boże, nie wierzę, że ja to
mówię! I gdzie go zastałam? Na kanapie, z kawusią i jakąś gazetą. Cudownie!
Wyrwałam mu kubek, a gdy tylko wstał, żeby na nim pobiec, położyłam mu rękę na
piersi, tym samym go powstrzymując.
-
Nie zasłużyłeś – powiedziałam z uśmiechem.
-
Po pierwsze, nie mam ogona. Po drugie, co?
-
Spóźnienie mój drogi. Przez ciebie tracimy czas. Wiesz co w tym czasie
bylibyśmy w stanie zrobić? W tym czasie zdążyłbym okraść bank a ty mi tu konie
niecierpliwisz. Teraz je pewnie będzie trzeba…
Położył
mi palec na ustach rozbawiony, także uśmiechnęłam się od ucha do ucha, ale rękę
z udawaną urazą odepchnęłam.
-
Dobra, rozumiem porównanie. Już idę.
Zaczekałam
jak wyjdzie przede mnie i aż nie mogłam się powstrzymać. Poklepałam go po
głowie i powiedziałam:
-
Dobry piesek.
Spojrzał
na mnie, jakbym właśnie zaprosiła go do gry i uśmiechnął się w ten sam
psychopatyczny sposób co Ruska rano. Albo i nawet bardziej. Tylko niech nikt
nie mówi tego Rusce, bo będzie zła, że nazwałam jej uśmiech mniej
psychopatycznym. Pewnie dlatego, że rano była zmęczona. Nie weszła w
odpowiednie rozbudzenie, biedna dziewczyna. Wracając. Spojrzał na mnie z
psychopatycznym uśmiechem, złapał w talii i tak trzymał na swojej ręce, podpierając
ją o biodro.
-
Nie jestem torebką! – krzyknęłam przez śmiech, ale on tylko zabrał mi kawę. –
Ej!
Wszystkich
zaciekawiła ta nasza nietypowa poza, ale to moja siostrzyczka odezwała się jako
pierwsza.
-
Nawet nie chcę wiedzieć co tam robiliście.
-
Zawsze pomocna… - westchnęłam i znów spróbowałam się wyrwać.
-
Okej okej – rzuciła od niechcenia, jak widać moje niewygodne… położenie, bardzo
ja bawiło. – Blaze, zostaw dziewczynę. Tak jej nie zaciągniesz nigdzie.
Delikatnie – mówiła to tonem znudzonej nauczycielki, a ja tylko zrobiłam się
cała czerwona.
Przynajmniej
zadziałało i mnie puścił. Udałam bardzo obrażoną, choć w głębi duszy, i pod tą
czerwoną jak burak skorupką, naprawdę się śmiałam z całej tej sytuacji.
Dzięki
boru zaczął się trening. Stwierdziliśmy, że rumaki już na tyle zrozumiały swoje
zadanie, że można je puszczać czwórkami.
Zaczęliśmy
od Mallow, Solara, Shady i Hybrida. Wykazywały one chyba największe skupienie z
naszych koni i naprawdę chętnie wykonywały polecenia. Już pierwszy start
przyniósł oczekiwany efekt, ale dla pewności po przejechanej w nagrodę
pięćsetce jeszcze raz się wróciły. Wyszło równie dobrze, więc mogły pościgać
się na ten tysiąc.
Następnie
mieli biec Loki i Harpy, których byliśmy na sto procent pewni. Oraz Captain i
Patchen, które to konie z kolei stanowiły dla nas wielką zagadkę. Oczywiście
Loki i Harpy dobrze rozumieli jak mają startować, żeby mogli dostać swój
upragniony wyścig. Ale Captain jak i Patchen wesoło sobie skoczyli, bo kto im
zabroni. Nie podobało im się wcale wracanie do start maszyny, kiedy ich
przyjaciele właśnie naliczali kolejny metry, ale jeźdźcy i nasi pracownicy byli
nieugięci, więc w końcu zaciągnęli konie do bramek. Za drugim razem wszystko
poszło okej i konie wpadły w rytmiczny cwał, mogąc biec dalej.
Przyszła
pora na parę Hero i Fari. Na Hero nadal Natalie a na jego niekoleżance Harry.
Fari po wczorajszym niemiała najmniejszego zamiaru wchodzić do bramki i rzucała
się na boki jak dzika, żeby jak najbardziej przesunąć nieuniknione. Hero tylko
popatrzył na nią z nieodgadnionym wyrazem i na spokojnie wszedł do bramki. W
tym momencie i Fari się opanowała. Jak on mógł wejść przed nią! No bezczelność!
I tak jak wczoraj, doświadczony Hero nawet w odciążeni wyskoczył w przód i
pocwałował w pięknym stylu. Młodziutka Fari za to chyba zapomniała o dzwonku i
na jego dźwięk podskoczyła. Nie chciała się zatrzymać, ale w końcu Harry dał
radę z nią współpracować i za drugim razem klacz sobie przypomniała co należy robić.
Przyszła
kolej na Biscuita i Muzę. Ruska z największym spokojem prowadziła Muse, która
jak widać nie pałała miłością do bramki, ale i tak weszła szybciej od ogiera.
Revolution nie rzucał się i nie odstawiał cyrków, ale z miną niewiniątka
mówiącą „to wcale nie ja” cofał się do tyłu w oznace wielkiej niechęci. Po
kilku minutach jednak się udało i konie były gotowe do startu. Biscuit nie
podskoczył w górę, a w bok jak oparzony, i nikt nie wiedział czemu. Biedny
Scott omal przez to nie zaliczył gleby. Muza ociągała się ze startem i, widząc
kolegę, postanowiła zrobić to samo co on. Obydwa konie były bardzo zdziwione,
że ten start nam się nie podobał, ale grzecznie, jak na ich standardy, wróciły
do bramek. Muza w sumie tylko jeden raz odwróciła łebek jak najmocniej umiała i
spojrzała na Ruskę błagalnie, ale czując jej łydkę po prostu weszła do środka.
Biscuit natomiast znów zaczał stepować. Za drugim razem Niespokojna wystartowała
bardzo gładko i w dodatku na tyle szybko, że prawie od razu wpadła w
odpowiedni, rytmiczny cwał. Revolutionowi jak widać spodobało się paniczne
szukanie przez Scotta równowagi. Cóż, mój pracownik stał się zabawką. Dopiero
po dwóch kolejnych razach Ciasteczku humanoidalna zabawka się znudziła i
wystartował tak jak powinien.
Popatrzyłam
jeszcze jak rozgalopowują konie i poszłam naszykować crossowce. To będzie
dłuuuuugi dzień.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz