wtorek, 9 sierpnia 2016

Trening wyścigowy

Trening wyścigowy

Koń: *Patchen Colony, *Marshmallow, *Mars Harpy, *Mars Hybrid, *Solar Phoenyx, *The Loki’s Army, *Captain America, *Rang’Shada, Faridya, Avenue of Hero, Biscuit Revolution, Niespokojna Muza (<3)
Jeździec: Melody, Mateusz, Ellie, Mackenzie, Marcus, Ellen, Amy, David, Ruska, Harry, Natalie, Scott
Na co: Starty

Po południu biegliśmy na tor. To wcale nie dlatego, że poszliśmy kupić lody i przez to straciliśmy czas zarezerwowany na dojście… Wcale. Oczywiście Blaze musiał nam zarekwirować smakołyki. Z całej siły pokazywaliśmy mu nasze niezadowolenie, ale on nie słuchał.
- Wiesz, że nie dałam ci pozwolenia na sekcje wyścigową, żebyś ty był tyranem? – zapytałam z założonymi na biodrach rękami.
- Nic takiego w naszej umowie nie było, złotko.
Uśmiechnął się czarująco, a ja mu posłałam obrażoną minę i stanęłam obok niego, gotowa do wydawania poleceń.
– Dzisiaj odciążacie konie. Mają skorzystać z tego, czego się nauczyły i skoczyć w przód, bez waszej pomocy. Reszta zasad tak jak poprzednio, jasne?
Zanim ktokolwiek zdążył odpowiedzieć, Blaze zaśmiał się rozbawiony.
- Mi zwraca uwagę a sama taka władcza. – Dźgnął mnie w żebra i odpłaciłam mu się tym samym.
Zaczęliśmy bitwę na łaskotki i dźganie się, całkowicie tracąc z uwagi naszą wchodzącą do boksu pierwszą parę. Niestety byłam zbyt wolna i miałam zbyt duże łaskotki, żeby w ogóle się oprzeć i pewnie śmiałabym się tak błagając o litość, gdyby nie znajomy głos.
- Ej, gołąbki, możemy zaczynać? – zaśmiała się dziewczyna, a ja natychmiast odskoczyłam od Blaze’a.
- SIOSTRUUUUŚ!
Chciałam się jej rzucić na szyję, ale siedziała na Muzie, więc nie miałam zbyt dużo możliwości. Szybko też okazało się jak ją Blaze przede mną ukrył. Po prostu rozgrzewkę zrobili na krytym torze… Mógł coś powiedzieć wcześniej!
No nie ważne, ważne było skupienie się na koniach. Zaczęliśmy jak zwykle od pary Loki i Harpy. Konie miały za sobą więcej treningów od reszty folblutów, więc od razu załapały, że w odciążeniu także należy wyskakiwać w przód i bez problemu wpadły w rytmiczny cwał. Mogły więc trochę się pościgać.
Drugą parą okazał się Hero z Natalie na grzbiecie i Faridaya z Harry'm. Ciekawy wybór, szczególnie biorąc ich ostatni trening. Pewnie dlatego nasi biedni pracownicy musieli je jakoś wepchnąć do bramek najbardziej od siebie oddalonych. Hero był na tyle doświadczony, że mógł wystartować w odciążeniu. W przeciwieństwie do Fari, która nadal miała nawyki tak dobrze znane wszystkim młodym koniom. Pierwsze otworzenie się bramek. Hero podskoczył, ale zdecydowanie nie próbował pobić rekordu skoku wzwyż, więc nie trzeba się było martwić. Fari za to najwyraźniej spróbowała zrzucić jeźdźca o dach start maszyny. Zaśmiałam się w duchu, to samo miałam teraz z Dortmundem, który próbował poszybować w górę. Za drugim razem doświadczony Hero skoczył w przód i od razu wpadł w odpowiedni, rytmiczny cwał. Fari, mimo położenia się jej na szyi nadal skakała w górę i w dodatku bardzo była niezadowolona, ze nie może pobiec. Odstawiła kilka porządnych buntów, jednak przy wspólnych wysiłkach udało się ją zapakować do bramki. Za trzecim razem Natalie na tyle mocno położyła jej się na szyi, że klacz wyskoczyła w przód. Jednak zgodnie stwierdziliśmy, żeby przebiegła się kawałek i spróbowała to powtórzyć, dopiero wtedy pobiegnie. Tak też się stało, klacz załapała co znaczy jockey na jej szyi i ruszyła radośnie w wyścig z samą sobą.
Trzecią parę stanowili Hybrid i Colony. Trochę się bałam puścić albinoskę w odciążeniu. A raczej bałam się pozwolić na to jeźdźcowi. Ale raz się żyje. A Ellie jest twarda. Hybrid chętnie współpracować i ruszył do przodu skokiem właśnie w przód. Colony za to musiała zostać zatrzymana i cofnięta jeszcze raz do bramki, bo podskoczyła w górę. Mimo to za drugim razem wszystko poszło okej i klacz pocwałowała przed siebie.
Marshmallow i Solar, a później Shada nie stanowili także żadnego problemu. Zarówno pierwsza para jak i połowa drugiej wystartowały od razu poprawnie, zyskując tym samym możliwość ruszenia cwałem przed siebie na krótki wyścig. Tylko kapitan urządził sobie maraton skoków i dopiero za czwartym razem wyszło tak jak chcieliśmy.
Ostatni byli Biscuit ze Scottem na grzbiecie oraz Muza z Ruską. Były to najgrzeczniejsze konie, więc mogły poczekać na swoją kolej. Muza z zaciekawieniem weszła do bramki a Biscuit ociągał się dla bezpieczeństwa, ale gdy okazało się, że sprzęt nie zjada koni, dał się zapakować. Jak widać jednak dzwonek był straszny, bo oba rumaki podskoczyły tak, że prawie podbiły swoim jeźdźcom nosy.
- Widzę, że próbujesz zabić siostrę – zaśmiał się Blaze, tyrpiąc mnie w ramię.
- Zaraz spróbuję zabić ciebie. – Próbowałam udawać obrażoną, ale szybko się roześmiałam. – Musicie się wcześniej położyć na ich szyjach, inaczej wrócicie bez twarzy.
- Dzięki sis, że mówisz teraz. –Ruska spiorunowała mnie morderczym wzrokiem, ale skierowała konia jeszcze raz do bramki.
Tym razem odpowiednio szybko się do nich przytulili, ale rumaki i tak skoczyły. Kwestia młodości. Za trzecim razem obydwa konie nie były pewne, czy chcą wchodzić do bramek, bo przecież dzwonek taki głośny, ale po kilku sesjach pocieszania ich, znów weszły. Oczywiście wyglądały jak smutne, małe dzieci, którym ktoś kazał posprzątać, no ale. Jak widać niechęć do start maszyny je zainspirowała i wyskoczyły pięknie, poprawnie do przodu, od razu wpadając w rytmiczny cwał. Nawet Muza nie miała aż tak wolnego tego startu, jednak nadal jej brakowało do Biscuita.
- Brawo! – krzyknęłam.
Chciałam jeszcze zostać i popatrzeć jak rozgalopowują swoje rumaki, ale Blaze złapał mnie pod ramię i zaczął iść w stronę domu. Tylko podniosłam brew w geście niezrozumienia.
- No choć, bo jak dopadną lodów to nic nam nie zostanie!
Zaśmiałam się i ruszyłam z nim biegiem.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz